[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dżungli, gdy Janina spostrzegła za jego plecami
płowy łeb i złośliwe żółte oczy, a w chwilę potem
odchyliły się trawy i wielkie zwierzę wynurzyło się,
trzymając ku ziemi opuszczone nozdrza.
Janina tak się przeraziła, że nie mogła wydobyć
głosu, lecz jej wlepiony w jedno miejsce
przestraszony wzrok i szeroko rozwarte oczy były
równie wymowne jak wyrazy. Pośpieszny rzut oka za
siebie ukazał Claytonowi, w jakim beznadziejnym
byli położeniu. Lew stał w odległości nie większej jak
trzydzieści kroków od nich, a nie mieli gdzie się
schronić. Clayton trzymał w ręku mocny kij - broń
ta była tak mało skuteczna wobec zgłodniałego lwa,
jak dziecinna strzelba nabita przywiązanym
korkiem. Zrozumiał to Clayton.
%7łarłoczny Numa już od dawna przekonał się, że na
nic nie były przydatne jego ryki, gdy szukał
zdobyczy, teraz jednak, kiedy zdobycz była tak
pewna jak gdyby czuł już delikatne ciało w swych
łapach, które zachowywały siłę, rozwarł ogromną
paszczę i dał wyraz swej od dawna napiętej
wściekłości szeregiem ogłuszających ryków
wstrząsających powietrze.
- Uciekaj, Janino - wykrzyknął Clayton. - Zpiesz się!
Biegnij do kryjówki! - Porażone jednak wskutek
strachu członki odmówiły posłuszeństwa i stała bez
głosu zdrętwiała, patrząc przerażonymi oczyma na
zbliżającą się do nich żywą śmierć.
Turan, posłyszawszy ten okropny ryk, podszedł do
wejścia kryjówki, a spostrzegłszy, co się dzieje,
zaczai podskakiwać i wołać po rosyjsku:
- Uciekaj! uciekaj! - krzyczał. - Uciekaj, w
przeciwnym razie pozostanę samotny w tym
okropnym lesie - po czym upadł i zaniósł się płaczem.
Na chwilę ten nowy głos, jaki się rozległ, odwrócił
uwagę lwa; zatrzymał się i rzucił badawcze
spojrzenie na drzewo. Clayton nie mógł już dłużej
wytrzymać napięcia nerwów. Zwróciwszy się
plecami ku zwierzęciu, ukrył głowę w rękach i
czekał.
Dziewczyna rzuciła nań okiem w przerażeniu.
Dlaczego Clayton niczego nie zrobi? Jeżeli śmierć
jest nieuchronna, dlaczego nie wystąpi do walki, by
zginąć, jak przystało mężczyznie - odważnie, waląc w
tę okropną mordę drobnym kijem, nawet jeśli
wystąpienie takie na nic się nie przyda? Czy Tarzan
tak by postąpił? Czyż nie rzuciłby się na spotkanie
swej śmierci, walcząc po bohatersku do końca?
Lew przykucnął do skoku, który położy koniec ich
życiu, zginą w okrutnych, szarpiących, żółtych kłach.
Janina Porter padła na kolana, by zmówić modlitwę
i zamknęła oczy, nie chcąc widzieć, co nastąpi w
najbliższej chwili. Turan, osłabiony wskutek
gorączki, zemdlał.
Sekundy przedłużały się w minuty, długie minuty
trwające długo jak wieczność, a zwierzę nie
wykonywało skoku. Clayton utracił prawie
przytomność pod wpływem przedłużającej się
strasznej męki - kolana pod nim drżały - jeszcze
chwila, a padnie bez życia.
Janina Porter nie mogła dłużej wytrzymać.
Otworzyła oczy. Czyj ej się śni?
- Williamie - wyszeptała - spójrz.
Clayton zapanował nad sobą o tyle, że podniósł
głowę i obrócił się, by spojrzeć na lwa. Z jego ust
wydarł się okrzyk zdziwienia. Zwierzę leżało,
śmiertelnie rażone, prawie u ich stóp. Ciężka
włócznia wojenna sterczała z jego płowej skóry.
Wbiła się w plecy ponad prawym barkiem i
przebijając ciało, przeszyła serce.
Janina Porter podniosła się. Kiedy Clayton
przysunął się do niej, zachwiała się osłabiona. Objął
ją ramieniem, by uchronić ją od upadku, a pózniej
przyciągnął ku sobie, przechylając j ej głowę do
swego ramienia i zaczął całować z dziękczynieniem.
Dziewczyna odsunęła go od siebie łagodnie.
- Proszę cię, nie rób tego, Williamie - rzekła. -
Przeżyłam tysiąc lat w ciągu tych kilku chwil.
Nauczyłam się w obliczu śmierci, jak należy żyć. Nie
chcę cię urażać niepotrzebnie, lecz muszę ci
oświadczyć, że nie mogę dłużej znosić tej niemożliwej
sytuacji, w której próbowałam żyć, ulegając
fałszywemu poczuciu potrzeby spełnienia obietnicy
danej bez rozwagi.
- Ostatnie chwile otworzyły mi oczy na to, że byłoby
straszne usiłować w dalszym ciągu łudzić i siebie, i
ciebie lub utrzymywać w dalszym ciągu, że możemy
się pobrać, o ile uda nam się powrócić do krajów
cywilizowanych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]