[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hm, w³aSciwie nie. Treadwell drapa³ siê w podbródek, szpe-
raj¹c w pamiêci. By³o coS jeszcze, ale brzmia³o jak majaczenia.
Indy przewróci³ oczami.
To, co dla jednego jest majaczeniem, nie musi nim byæ dla
drugiego powiedzia³ szybko. Kto jak kto, ale ty&
Castilano wspomnia³ o jakimS mieScie w niebiosach.
O czymS ogromnym na niebie, poza tym sterowcem&
Wszystko zaczê³o uk³adaæ siê w g³owie Indy ego w ca³oSæ z za-
skakuj¹c¹ prêdkoSci¹, niczym trójwymiarowa uk³adanka, i im wiê-
cej elementów znajdowa³o swoje miejsce, tym szybciej nadcho-
dzi³y wnioski i tym przejrzystszy stawa³ siê obraz.
Eureka! wykrzykn¹³ triumfalnie.
197
16.
Czeka nas ciê¿ki lot, Indy.
Harry Henshaw zwraca³ siê bezpoSrednio do Indiany Jonesa,
ale wSród jego s³uchaczy byli tak¿e pozostali cz³onkowie ekipy,
którzy mieli zajmowaæ miejsca w trójsilnikowym fordzie. Crom-
well i Foulois siedzieli w milczeniu w mesie brytyjskiej forpoczty,
po³o¿onej na zachodnim wybrze¿u Anglii; uwa¿nie s³uchali i ob-
serwowali. Henshaw mia³ racjê.
Dlaczego? zapyta³ Indy. Lecimy t¹ sam¹ tras¹, któr¹ tu
przybyliSmy. Tyle, ¿e w przeciwnym kierunku.
Heshaw popatrzy³ uwa¿nie na Indy ego i Gale Parker, siedz¹-
c¹ tu¿ obok niego.
Pewnie, to ten sam dystans w kilometrach, mierzonych
wzd³u¿ powierzchni ziemi. Latanie wymaga oceny i brania pod
uwagê tak¿e wiatrów. A mo¿emy mieæ wiatr przeciwny. To ozna-
cza d³u¿szy czas przelotu i mniejsz¹ prêdkoSæ.
Indy wytrzyma³ spojrzenie Henshawa.
Harry, chcecie dopaSæ ten sterowiec, czy nie?
Co za pytanie? odpar³ Henshaw, wyraxnie zaskoczony.
OczywiScie, ¿e chcemy, wiesz o tym tak dobrze jak&
Jones przerwa³ mu gwa³townym, niecierpliwym gestem.
Wiêc przestañmy wynajdywaæ problemy. Do roboty. Spoj-
rza³ ponad Henshawem na dwóch pilotów.
Will, Rene& damy radê? Wróciæ t¹ sam¹ drog¹? Pokonaæ
przeciwne wiatry?
Cromwell wzruszy³ ramionami.
198
Nie jest to mo¿e sztorm, chocia¿ i nie zefirek, ale z pe³nymi
zbiornikami dalekiego zasiêgu&
Tak czy nie, do licha!
Tak powiedzia³ natychmiast Cromwell.
W takim razie szykuj nas do jak najszybszego startu.
Jedna rzecz, Indy wtr¹ci³ szybko Rene Foulois. Jones za-
trzyma³ siê. Nalegam, bySmy zaplanowali wszystkie nasze l¹do-
wania na czas dnia. Mo¿emy mieæ z³e warunki i&
Zróbcie to i powiadomcie mnie, kiedy bêdziemy gotowi do
drogi powiedzia³ szorstko Indy.
Wystartujemy w nocy rzek³ spokojnie Cromwell. Dotrze-
my na Islandiê ze spor¹ rezerw¹. Sprawdzimy pogodê, wyliczymy
czas odlotu i ruszymy na Grenlandiê. Tak jak mówi³eS, wrócimy
po w³asnych Sladach. Cromwell zwróci³ siê do Francuza. To
bêdzie za jakieS siedem godzin.
Foulois skin¹³ g³ow¹.
A wiêc postanowione, Harry powiedzia³ Indy do pu³kow-
nika masz swoje kontakty. Zajmiesz siê zaopatrzeniem.
Chyba wszyscy zdajecie sobie sprawê, ¿e uwa¿am was za
pomyleñców oznajmi³ z rezygnacj¹ Henshaw.
Nadal chcesz lecieæ z nami? naciska³ Indy.
OczywiScie odpar³ Henshaw. Nigdy nie twierdzi³em, ¿e
jestem przy zdrowych zmys³ach.
Lot na zachód, pod wiatr, okaza³ siê pod ka¿dym wzglêdem tak
uci¹¿liwy, a czasem nawet niebezpieczny, jak przestrzega³ Henshaw.
Pogoda zmienia³a siê jak w kalejdoskopie. Z rejonów arktycznych
nadci¹ga³ ni¿. Zimne powietrze zmieszane z wilgotnym i ciep³ym
spowodowa³o, ¿e ford trz¹s³ siê i podskakiwa³ na podniebnych wy-
bojach, dziurach powietrznych i dzikich zawirowaniach.
Podczas pierwszego etapu podró¿y pogoda okaza³a siê tak nie-
przychylna, ¿e Cromwell i Foulois zdecydowali siê wyl¹dowaæ na
pó³nocno-zachodnim wybrze¿u Szkocji, by przeczekaæ okres ulew-
nego deszczu i ciemnoSci. Lotnisko, na którym wyl¹dowali, by³o
opuszczone.
Cromwell i Henshaw chodzili od budynku do budynku, pró-
buj¹c znalexæ kogoS na s³u¿bie.
Ani ¿ywej duszy wymamrota³ Henshaw, szczêkaj¹c zê-
bami.
199
Cholerne cmentarzysko potwierdzi³ Cromwell. ¯adnych
Swiate³, ludzi, nic.
Przycumujemy forda i w³amiemy siê do Srodka, ¿eby nie
staæ tu na deszczu powiedzia³ natychmiast Indy.
Ze swoich pojemników ze sprzêtem wydobyli grube liny i opa-
sali nimi samolot, a na kokpit zarzucili kawa³ brezentu. Zabrali
Spiwory i pocz³apali przez smagan¹ deszczem noc do punktu kie-
rowania l¹dowaniami. Na drzwiach wisia³a ciê¿ka k³Ã³dka. Indy
wydoby³ webleya i odda³ do niej jeden strza³.
Patrzcie powiedzia³ kwaSno. Czary. Du¿o ha³asu i drzwi
staj¹ otworem.
Masz niez³y klucz rzek³ Henshaw. Nie wiedzia³em, ¿e na-
le¿ysz do typków spod ciemnej gwiazdy, ale podoba mi siê twój styl.
Mnie te¿ Gale zadygota³a i przecisnê³a siê obok Jonesa
pod dach biura. Kupiê im nawet now¹ k³Ã³dkê.
Pó³ godziny póxniej w pêkatym piecu trzaska³ ogieñ i wkrótce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]