[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w nacięciu.
- Teraz plaster. Wyjmij rolkę z szuflady i przygotuj kilka kawałków tej
długości.
Prawą ręką niezdarnie okleiła plastrami ranę i tubę. Opatrunek nie
został właściwie założony, ale się trzymał. Na schodach usłyszała ciężkie
kroki.
- Connie?
Drzwi się otworzyły i stanął w nich Patrick. Spojrzała na niego i
uśmiechnęła się słabo.
- Cześć. Właśnie przeprowadziłam laryngotomie. Sprawdz, czy
operacja się udała.
Opadła na krzesło i obserwowała go przy pracy. Zerknął na płaczącą w
kącie matkę i wypytał Connie o symptomy. Chciał także wiedzieć, czy
dzwoniła do szpitala.
- Którą ręką miałam wystukać numer? - spytała z irytacją.
- Czy mogłabyś to zrobić teraz? Aha, jeszcze jedno - dodał, gdy
wychodziła. - Zwietnie się spisałaś.
Wieczorem usiedli przy kieliszku wina. Patrick powiedział, że muszą
uczcić pomyślnie zakończoną operację. Connie domyślała się, że chodzi
raczej o uspokojenie jej nerwów. Po zabiegu zadzwoniła do szpitala,
pomogła Patrickowi, pocieszyła oszołomioną matkę i zajrzała do Edwarda,
który przez cały czas siedział w kuchni tak, jak mu kazała. Bawił się z
kotami, nie zdając sobie zupełnie sprawy z dramatu rozgrywającego się w
gabinecie.
109
RS
Teraz leżał w łóżku, kociaki spały w pudełku ustawionym w rogu
kuchni, psy leżały przed kominkiem, w którym rozpalił Patrick, a Connie
wreszcie przestała się trząść jak osika.
- I pomyśleć, że operowałam znacznie mniejsze dzieci - powiedziała,
śmiejąc się nerwowo. - Myślałam, że zemdleję, kiedy pojęłam, co mnie
czeka.
- Ale dałaś sobie radę - odparł Patrick, siadając obok niej na kanapie. -
Jedynie to siÄ™ liczy.
- Miałam szczęście. Prawa ręka okazała się całkiem bezużyteczna.
Jeśli za dwa tygodnie badania nie wykażą zdecydowanej poprawy, to będzie
ostatnia operacja, jaką w życiu przeprowadziłam. Nie mogę się tak
denerwować!
- Przestań się wygłupiać. Ja również trząsłbym się jak galareta,
gdybym musiał przeprowadzić taki zabieg. Adrenalina uderza do głowy,
prawda?
- Nie lubię tego uczucia - mruknęła. - Chyba zajmę się układaniem
kwiatów. Jedna ręka mi wystarczy.
- Ale masz dwie, nie zapominaj o tym. Czasem nieświadomie używasz
obu.
- Naprawdę? - spytała zaskoczona. - Kiedy?
- Na przykład podczas rozmowy z panią Grimwade. Wzięłaś jej ręce w
swoje dłonie. To dobry znak, prawda?
- Tak - odparła, uśmiechając się szeroko. - Patrick?
- Tak?
- Możesz mnie przytulić? - spytała cichym głosem. Odstawił swój
kieliszek i objÄ…Å‚ jÄ… delikatnie.
110
RS
- Och, Connie - wyszeptał.
Przytulił ją mocniej. Położyła prawą dłoń na jego torsie i poczuła bicie
serca, które dodawało energii jej uszkodzonym nerwom. Dłoń stała się
cieplejsza, wrażliwsza i jakby pewniejsza. Connie wtuliła się w jego objęcia
i odetchnęła głęboko, czując przyjemne ciepło.
- Connie? - powiedział znów cicho.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Domyślała się, że chce ją
pocałować. Z uśmiechem odwróciła nieco głowę, by popatrzeć mu prosto w
oczy, a potem objęła go za szyję. Całowali się czule, trochę nieśmiało.
Dłonie Patricka były nieruchome, ona również nie śmiała go dotknąć. Nikt
jej dotąd nie całował łagodnie i tkliwie. Czuła się tak, jakby Patrick dotknął
jej duszy.
Chciała powiedzieć, że go kocha, ale wyznanie nie przeszło jej przez
gardło. Oddałaby mu wszystko, gdyby o to poprosił, ale pragnął tylko jej
ust.
- Connie - szepnÄ…Å‚ jeszcze raz.
On wkrótce wyjedzie, a ona wróci do Londynu. Wszystko się
komplikuje.
- Pocałuj mnie... - Był czuły; nie żądał, lecz dawał. Poczuła smak jego
Å‚ez. - Patrick?
- Nic nie mów. Przytul mnie - poprosił szeptem. Objęła go z całej siły i
przygarnęła do siebie.
111
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Gdy się obudziła, Patrick zniknął, ogień na kominku dawno zgasł, lecz
pod grubym pledem było jej ciepło. W bladym świetle poranka sączącym się
przez szpary w zasłonach spojrzała na zegarek. Prawie siódma, a zatem
przespała tu całą noc, lecz dzięki troskliwości Patricka wcale nie zmarzła.
Obudził ją dobiegający z góry stłumiony odgłos kroków i szum wody.
Psy ziewały, przeciągając się i machając ogonami. Connie
przypomniała sobie nagle o kociętach, wstała z kanapy i w pośpiechu omal
się nie przewróciła, zaplątana w szeroki pled.
Kocięta miały się nie najgorzej. Oczywiście umierały z głodu, jak to
zwykle bywa z takimi maluchami, kiedy się obudzą. No i rozpierała je
energia. Connie wypuściła psy, otworzyła kolejną puszkę karmy, a gdy
woda w czajniku zabulgotała, wpuściła do domu psiska.
Niezle sobie radzę jak na inwalidkę, pomyślała. Kiedy już wszystkie
zwierzaki otrzymały należną porcję pieszczot, napełniła herbatą dwa kubki,
chwyciła oba lewą ręką, a prawą otworzyła drzwi i odsunęła kocięta.
Poszła na górę i zapukała do Patricka. Gdy otworzył, miał na sobie
tylko ręcznik, a na jego skórze lśniły krople wody.
- Ratujesz mi życie - powiedział, biorąc z jej rąk kubek. - Właśnie
chciałem zaparzyć herbatę. Jak się czujesz?
- Zwietnie. - Na jego widok doznała wrażenia, jakby miód kapał jej na
serce. - Dziękuję, że mnie przykryłeś.
- Zawsze do usług. Nie miałem ochoty wracać na górę, ale nie byłoby
dobrze, gdyby Edward nie znalazł mnie w sypialni.
- Mały zle sypia?
112
RS
- Już nie. Szczerze mówiąc, jeszcze się nie obudził. Wejdz, razem
wypijemy herbatÄ™.
Chętnie uległaby pokusie, lecz mimo to pokręciła głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]