[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się jak nastolatka, która zabujała się pierwszy raz w życiu. Do roboty, jesteś le-
karką! Spojrzała na listę pacjentów i z radością zobaczyła, że jako pierwszego
przyjmie dziś Iana Kershawa. łan prowadził nad morzem szkołę dla dzieci nie-
pełnosprawnych i uczył w niej wychowania fizycznego. Sally przyjazniła się z
nim i sprawowała opiekę medyczną nad szkołą. Bardzo by chciała, żeby Jack po-
znał Iana.
- Nie zawracałbym ci tym głowy, Sally - powiedział Ian - ale tyle się teraz
mówi o raku skóry, więc postanowiłem ci to pokazać.
LR
T
- I bardzo słusznie, muszę cię pochwalić - odparła, oglądając znamię na jego
ramieniu. - To dobrze, że ludzie są świadomi, jakie szkody może spowodować
słońce. Zwłaszcza u kogoś, kto jak ty, ma bardzo jasną karnację.
- Myślisz, że to może być rak?
- Nie sądzę, moim zdaniem to wygląda na całkowicie niegrozne znamię, ale
żeby mieć pewność, usuniemy je i wyślemy na biopsję. Nic się nie bój, to nie bę-
dzie bolało - dodała, robiąc mu zastrzyk znieczulający.
Ostrożnie wycięła skalpelem zmienioną tkankę i umieściła ją w sterylnym po-
jemniku.
- A teraz jeszcze tylko cię zaszyjemy i będziesz jak nowy. Wezmiemy nić
niewchłanialną, żeby nie została blizna. Ty przecież chcesz być piękny! I już po
całej operacji, na zdjęcie szwów przyjdz za cztery dni.
- Wielkie dzięki za wszystko. Wysłałem ci zaproszenie na święto szkoły w
przyszłym tygodniu. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Chcemy zebrać fundusze na
sprzęt rehabilitacyjny. W tej dziedzinie jest ogromny postęp, a dzieciaki powinny
korzystać z najnowocześniejszych urządzeń. Przyniosłem ulotki propagujące na-
szą akcję.
- Zwietnie. Poproszę Joyce, żeby wyłożyła je w poczekalni i powiesiła na ta-
blicy informacyjnej, a ja też postaram się dotrzeć do potencjalnych sponsorów i
zaproszę znajomych na twoją imprezę.
- Bardzo ci dziękuję. Wyobraz sobie, że na otwarciu będzie Careena Fairfax.
Gwiazdy nieczęsto zaglądają w nasze strony, ale ostatnio wprost się tu od nich
roi.
LR
T
- Przyjdę na pewno - powiedziała z uśmiechem. I zabiorę Jacka, dodała w du-
chu. Bez wątpienia z przyjemnością obejrzy szkołę i zobaczy, jakich cudów do-
konuje się w rehabilitacji niepełnosprawnych dzieci. No i oczywiście spotka
swoją pacjentkę, którą ratował po oparzeniu barszczem.
Wyrzuciła igłę i lateksowe rękawiczki do pojemnika na odpadki, po czym zer-
knęła na listę porannych pacjentów. To potrwa, zanim będzie mogła sobie zrobić
przerwę na kawę i zobaczyć się z Jackiem.
Przez trzy godziny oglądała więc chore gardła, badała pacjentów z nieżytami
żołądka i zapaleniem korzonków, alergików i kaszlące dzieci, by wreszcie zapu-
kać do jego drzwi.
- Co pani dolega? - powitał ją z uśmiechem. - Z największą przyjemnością pa-
nią zbadam dodał z wesołymi iskierkami w oczach, podnosząc się zza biurka. -
Najpierw zbadam pani usta - powiedział, po czym pocałował jej rozchylone war-
gi. - Nie widzę powodów do niepokoju, ale może zdecydowałaby się pani na do-
datkowe analizy. To nie będzie bolało i warto je przeprowadzić, bo...
- Przestań, jesteśmy w pracy - wydusiła ze śmiechem.
- No właśnie, jestem lekarzem, a pani się do mnie zgłasza z prośbą o poradę.
Bez przeprowadzenia badań nie jestem w stanie wykluczyć, czy przypadkiem...
- Proszę uważać, bo ja też jestem lekarzem.
- No dobra, nie będę już pani badał. A teraz powiem ci całkiem serio, że od
dawna nie byłem tak szczęśliwy jak wczoraj. Kiedy okazało się, że mnie nie
skreśliłaś...
LR
T
- Tak, przyznaję, jestem w stanie cię strawić - przerwała mu żartem, przysiada-
jąc na biurku. -I dlatego mam propozycję: chodzmy po pracy na spacer, a pózniej
może coś u mnie zjemy.
- To brzmi bardzo kusząco, a zwłaszcza pózniej".
- I chciałabym cię też namówić, żebyś w weekend wybrał się ze mną na święto
szkoły dla dzieci niepełnosprawnych. To niedaleko stąd, nad morzem, w bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]