[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niesmakiem. - Myslalem, ze zajmie mi to najwyzej siedmiodzien...
Tisha zasmiala sie, az jej brzuch skakal pod szerokim fartuchem.
-Przede wszystkim, coz u licha sprowadzilo cie do Bitry? Jestes artysta, prawda?
-Skad wiesz? - w jego spojrzeniu malowalo sie zaskoczenie.
-Masz farbe za paznokciami...
Iantine przyjrzal sie im i zaczerwieniona od mrozu twarz pokryl ciemniejszy rumieniec.
-Nawet sie nie zatrzymalem, by umyc rece - odparl.
-I bardzo dobrze zrobiles, biorac pod uwage ceny, jakich Chalkin sobie zyczy za takie
luksusy jak mydlo - zasmiala sie cicho.
Jakas kobieta przyniosla rzeczy, o ktore Tisha przed chwila prosila. Nawet, gdy kobiety sie
nim zajmowaly, zaciskal to jedna dlon, to druga na kubku z klahem, a pozniej na misce z
zupa. Futra, ktore uchronily go przed zamarznieciem na smierc, zabrano do wysuszenia
przed kominkiem; zdjeto mu buty i sprawdzono, czy nie odmrozil palcow u nog. Szczesliwie
nic sie im nie stalo, wiec na wszelki wypadek kobiety nasmarowaly je balsamem i owinely w
cieple reczniki; reszte ciala otulono rozgrzanymi kocami. W rece i twarz takze wmasowano
balsam i dopiero wtedy mogl dokonczyc goracy posilek.
-A teraz podaj nam swoje imie i powiedz, komu przekazac wiadomosc, ze cie odnalezlismy?
- spytala Tisha, gdy zadbala juz o jego zdrowie.
-Jestem Iantine, portrecista z Akademii Domaize - odpowiedzial dumnie, ale i z lekka kpina.
- Zlecono mi namalowanie miniatur dzieci Chalkina...
-I to byl twoj pierwszy blad - zasmiala sie Tisha. Zaczerwienil sie.
-Masz wiele racji, ale potrzebowalem pieniedzy.
-I co, dostales choc czesc? - oczy P'tera blysnely zlosliwie.
-Ach, co do grosza - odparl z taka moca, ze wszyscy wokol sie usmiechneli. - Ale musialem
sie rozstac z jedna osma marki w chacie drwala - westchnal. - Podzielil sie ze mna
wszystkim, choc sam mial malo.
-Skorzystal na tym, to pewne...
Iantine przez chwile sie nad tym zastanawial.
-Mialem szczescie, ze udalo mi sie przeczekac te burze u niego. I naprawde sie ze mna
podzielil... - szybko wzruszyl ramionami i na moment na jego twarzy odmalowal sie smutek.
- Poza tym, to on wymyslil ten znak na sniegu, dla smoczych jezdzcow. Dobrze, ze jeden z
nich go zauwazyl - sklonil glowe w strone P'tera.
-Nie ma sprawy - odpowiedzial tamten beztrosko. - Ciesze sie, ze cie spotkalem. - Pochylil
sie przez stol do Tishy. - Jeszcze jeden dzien, a zamarzlby na smierc.
-Ile czasu czekales?
-Dwa dni od kiedy minela sniezyca, ale na noc chodzilem do starego Fendlera. Jak czlowiek
jest glodny, nawet waz tunelowy mu smakuje - dodal zastanawiajac sie, kiedy to ostatni raz
jadl porzadny posilek.
-Ach, biedny chlopiec - wzruszyla sie Tisha i polecila przyniesc mu podwojna porcje gulaszu,
chleba, dzemu i kilka owocow przyslanych z Isty.
Pod koniec posilku Iantine poczul, ze chyba nadrobil zaniedbania z ostatnich czterech dni.
Rece i stopy szczypaly, mimo mrocznika i balsamu. Kiedy wstal, by pojsc do toalety,
zachwial sie tak, ze musial przytrzymac sie krzesla.
-Uwazaj, chlopcze, pusty zoladek to byla zaledwie polowa twoich klopotow - ostrzegla
Tisha i skoczyla mu na pomoc znacznie zwawiej, niz mozna bylo sie spodziewac po kobiecie
o tak poteznych ksztaltach. Polecila gestem P'terowi, by podparl malarza z drugiej strony.
-Ale ja musze... - zaczal Iantine.
-W porzadku, jest po drodze do sypialni - odparla i zarzucila sobie jego reke na ramie. Byli
tego samego wzrostu.
P'tero wzial bagaze i razem pomogli mu dojsc do lazienki, a pozniej do lozka w pustej
komnatce. Tisha ponownie obejrzala mu stopy, nasmarowala je po raz drugi mrocznikiem i
wyszla na paluszkach. Iantine upewnil sie tylko, ze jego worki - i ciezko zarobiona zaplata -
sa przy lozku i zapadl w gleboki sen.
Gdy spal, wyslano wiadomosci do Akademii Domaize, oraz Weyru i Warowni Benden, gdyz
Iantine oficjalnie podlegal Bendenowi. Choc malarzowi nic sie nie stalo, M'shall uznal jego
przypadek za kolejna nieuczciwosc Chalkina. Irena jakis czas temu sporzadzila liste
wykroczen Bitranczyka, ktore glownie uderzaly w tych, ktorzy nie potrafili stawic oporu jego
zadaniom. W jego Warowni nie bylo sadu, rozstrzygajacego spory ani tez uczciwych
arbitrow, wydajacych decyzje.
Powazni kupcy, na ktorych bezstronnych raportach zawsze mozna bylo polegac, omijali
Bitre i przytaczali liczne przypadki nieuczciwego postepowania, ktore nagromadzily sie
przez pietnascie lat, od czasu gdy Chalkin objal Warownie. Nieliczni drobni kupcy, ktorzy
odwazyli sie tam pojechac, rzadko odwiedzali to miejsce po raz drugi.
Po pamietnym Zgromadzeniu, na ktorym podjeto decyzje o zdjeciu Chalkina ze stanowiska,
M'shall polecil jezdzcom - zwiadowcom odwiedzic wszystkie pomniejsze gospodarstwa w
Bitrze i dowiedziec sie, czy Chalkin, zgodnie ze swymi obowiazkami, powiadomil ludzi o
zblizaniu sie Nici. Zaden z gospodarzy nic nie wiedzial, choc wszyscy musieli placic Warowni
podwyzszona danine. Sadzac ze sposobu pobierania dodatkowych dobr, Chalkin gromadzil
zapasy wylacznie dla siebie, nie dla calej spolecznosci. Samotne gospodarstwa
niewatpliwie odczuja brak nawet podstawowej zywnosci. Stanowilo to jawne naduzycie
stanowiska Wladcy Warowni.
Paulin przeczytal raport M'shalla i spytal, czy gospodarze Chalkina zaswiadcza przeciw
niemu. Jezdziec odparl, ze wstepny rekonesans wykazal kompletny brak poczucia
obywatelskiej odpowiedzialnosci u wiekszosci drobnych farmerow. Chalkin zastraszyl ich do
tego stopnia, ze bali sie go oskarzac - szczegolnie wobec nadchodzacego Przejscia - gdyz
w dalszym ciagu mogl zgodnie z prawem eksmitowac buntownikow.
-Moze zmienia zdanie, gdy Nici zaczna opadac - skomentowal to K'vin w rozmowie z
Zulaya.
-Obawiam sie, ze wtedy bedzie juz za pozno, by ich jakos przygotowac do obrony.
K'vin wzruszyl ramionami.
-Na szczescie to nie nasz problem i naprawde sie z tego ciesze. Przynajmniej udalo nam sie
uratowac Iantine'a.
-Biedaczek. Postanowil rozpoczac w Bitrze kariere zawodowa? Nie najlepiej trafil. - Zulaya
zasmiala sie sardonicznie.
-Moze na wiecej nie ma szans - zastanawial sie jej partner.
-Niemozliwe, jesli ksztalcil sie w Akademii Domaize - odpowiedziala ostro. - Ciekawe, kiedy
odzyska pelna sprawnosc w dloniach?
-Chcialabys nowy portret? - spytal, rozbawiony.
-No coz, brakuje mu osemki do potrzebnej kwoty...
K'vin spojrzal na nia rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma: - Chyba nie chcesz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]