[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Amerykanie spostrzegłszy, co się dzieje, wyprowadzili go na płytką wodę, gdzie zatonął.
O wpół do drugiej po południu flota hiszpańska przestała istnieć, admirał Cervera i jego
marynarze, którym udało się wynieść życie z pogromu, znalezli się w niewoli amerykańskiej.
Hiszpańska załoga Santiago - pozbawiona pomocy floty, wygłodzona, nawiedzona żółtą
febrą, zdemoralizowana - musiała skapitulować.
Niebawem ogłoszono zawieszenie broni.
Dumna Hiszpania po tym bolesnym ciosie musiała ugiąć kolana przed zwycięzcą i
rozpoczęła rokowania o pokój.
Gospodarka jej w Nowym Zwiecie, będąca jednym ciągiem gwałtów, okrucieństw, podbojów
dokonywanych na bezbronnych ludach, skończyła się.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Armia powstańcza włożyła skrwawiony miecz do pochwy.
Piersi żądne zemsty odetchnęły, serca zabiły radośnie.
Wiekowe pęta opadły!...
Waleczni wodzowie Kubańczyków niecierpliwie czekali wymarzonej chwili uznania
niepodległości Kuby przez tych, którzy podali im dłoń pomocną.
Harmonia nie panowała jednak długo.
Początkowo zgodne głosy współpracy przemieniały się stopniowo w chrapliwe pomruki
zwierza wietrzącego zdobycz, w okrzyki pijanych zwycięstwem handlarzy i spekulantów.
Zorza lepszej przyszłości bladła coraz bardziej, a słońce wolności wschodziło blado, jakby
wątpiło, czy jego promienie zdołają rozpędzić mroki politycznych machinacji.
ROZDZIAA XXIV.
Rozstanie.
W parę miesięcy po zniszczeniu floty hiszpańskiej i upadku Santiago spotykamy naszą trójkę
w Hawanie, na pokładzie okrętu odpływającego do Brazylii.
Kosowie i Stach mają miny smutne, łzy nawet kręcą się im w oczach.
Nic dziwnego, że ciężko rozstawać się tym, którzy wspólnie walczyli, wspólnie cierpieli
głód, wspólnie ponosili trudy, razem cieszyli się i razem smucili...
Bo Kosowie odjeżdżali het daleko, do swego starego stryja, a ich przyjaciel zostaje sam
jeden, nie chce opuścić armii kubańskiej, dopóki nie spełni się to, za co narażał życie.
Chociaż statek ma za godzinę podnieść kotwicę, przyjaciele nie mówią ani słowa, nie mają
sobie do powiedzenia nic innego nad to, że woleliby być razem, że ciężko im rozstawać się po
tych przeżyciach, jakimi upajali się prawie przez cały rok.
Kosowie nie śpieszyliby się na pewno, gdyby nie to, że pisali do stryja, a ten w odpowiedzi
przysłał pieniądze na podróż, z błagalną prośbą, aby jechali jak najprędzej, jeśli go chcą
jeszcze zastać przy życiu.
Poczciwy starowina poczytywał ich za umarłych i uradował się na wieść, że cudownie
uniknęli śmierci na morzu.
Nie zwlekając wzięli więc zwolnienie od dzielnego don Czacha, który pożegnał ich jako
rodzone dzieci, i podążyli w towarzystwie Stacha do Hawany.
Wacław, siedząc na pace z tytoniem, przypatrywał się miastu malowniczo rozłożonemu
dokoła zatoki i tonącemu w zieleni ogrodów.
Chwilami oko jego sięgało dalej i zatrzymywało się tęsknie na górach zamykających
horyzont od południa i przysłonionych niebieskawo siną mgłą poranną.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Myślą gonił w puszcze, gdzie niedawno rozlegał się trzask karabinów, ryk dział i szczęk
oręża, do samotnej chatki na wzgórzu, gdzie pod zwyczajnym krzyżem i kupą kamieni śpi
snem wiecznym Jan Siekierka...
Z piersi Wacka dobywa siÄ™ westchnienie.
Na miejscu hiszpańskiej flagi pławi się nad fortami w powietrzu czysta w jasnym słońcu
flaga gwiazdzista, ale przemoc nie ustępuje...
Pragnienia tlą jak przedtem, a niepewność szarpie serca.
Oni obaj pozostaliby na pewno tutaj i czekali, ale czas jechać do starca, który na nich czeka.
Chrapliwy odgłos gwizdawki wyrywa Kosę z zamyślenia.
Józiek wydobywa szklankę, otwiera butelkę.
- Do ciebie, Stachu - szepce wyciągając rękę do olbrzyma.
Stach kiwa głową.
- Za pomyślność!
- Dziękuję, bywajcie zdrowi i pracujcie!
- odpowiada olbrzym wychylajÄ…c szklankÄ™ duszkiem.
Rozmowa znowu siÄ™ urywa.
Na pokładzie wzrasta zgiełk.
Murzyni cisnÄ… siÄ™ na mostek z pakami i workami, rzucajÄ… je na kupÄ™ i wrzeszczÄ…
przerazliwie; majtkowie biegają potrącając podróżnych.
Z komina bucha czarny, przykry dym i zasnuwa wszystko, pobudzajÄ…c do kaszlu.
Para syczy wymykajÄ…c siÄ™ z gwizdawki.
- Co ty będziesz z sobą robił?
- pyta Wacław Stanisława.
- Ha, poczekam, aż Amerykanie stąd odjadą!
- A potem?
Olbrzym zamyślił się...
- Potem?
- powtórzył marszcząc brwi.
- Potem jadÄ™ daleko...
na Filipiny...
- Po co?
- zawołał Józiek.
- Po cóż tyś tam potrzebny?
- Przecie wiecie, że tam wojna...
Filipińczycy biją się z Amerykanami.
PojadÄ™ i zaciÄ…gnÄ™ siÄ™.
Na twarzy Kosy pojawił się uśmiech.
- DziÅ› z Amerykanami, jutro przeciwko nim?
To jakoś głupio się wydaje, hę?
- GÅ‚upio albo i nie!
- odparł Stach marszcząc brwi.
- Dla mnie, prawdę mówiąc, nie ma na świecie ani Amerykanów, ani Hiszpanów, ani
Filipińczyków...
Wiem tylko, że istnieje na świecie jedno najważniejsze: sprawiedliwość, i o to gotów jestem
się bić z każdym i wszędzie.
Zrozumiałeś?
- Co nie mam rozumieć - odparł chłopak.
- My, Polacy, kochamy wolność nade wszystko i dla niej chyba walczyliśmy pod rozkazami
don Czacha.
- Tak, bracie kochany, za wolność, i to cudzą, oddał życie nasz Siekierka!
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Za wolność chciał walczyć nasz ziomek Oret, który zle trafił, bo dostał się między najmitów,
których wolność nic a nic nie obchodziła, za tę pomyłkę odpokutował...
Rozstrzelali biedaka niby to za dezercję, a w gruncie rzeczy za to, że im powiedział prawdę
w oczy.
- No, ale teraz, Stachu kochany - rzekł Wacław - musimy się już naprawdę rozstać.
Właśnie wciągają mostek łączący statek z wybrzeżem.
Daj gęby, bracie, i jeśli znajdziesz się naprawdę między tymi Filipińczykami, to napisz...
Herkules ostatni niemal zbiegł po mostku na brzeg; stojąc samotny, przyglądał się ze łzami w
oczach, jak statek oddalał się powoli od lądu.
Jakoś bardziej przywiązał się do tych prostych chłopaków, niż mu się zdawało.
Kosowie również nie spuszczali wzroku z jego olbrzymiej postaci.
Była chwila, że zaczynali żałować tego rozstania z wypróbowanym druhem.
- Morowy chłop z tego Stacha - rzekł Józiek.
- Nie zapomnę, jak się mną opiekował, kiedym zachorował na żółtą febrę.
- Szkoda go, pewnie zginie gdzieś na krańcu świata.
Okazało Się jednak, że Stach nie przepadł.
W kilka miesięcy potem, kiedy Kosowie znajdowali się już w Kurytybie i siedzieli na ładnej
kolonii podarowanej im przez stryja, którego jeszcze zastali przy życiu, nadszedł
niespodziewanie pod ich adresem list od rycerza wolności.
Kochani Koledzy i Towarzysze!
- pisał Stach.
- Kuba, może już wiecie, odzyskała niepodległość przede wszystkim dzięki własnej walce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]